Bangkok – jedyne takie miejsce

Bangkok – jedyne takie miejsce

Bangkok to przepiękne i szalone miasto, sam nie wiedziałem że aż tyle rzeczy może mnie zaskoczyć. Warto się ponieść fantazji i zabłądzić w małych uliczkach, to właśnie tam czekają na Ciebie uroki miejsc i tubylców, które na bank przypadną Ci do gustu i sprawią że będziesz poszukiwał dalej. Khao San Road to idealne miejsce na rozgrzewkę w smakach Tajlandii. “Khaosan” znaczy biały ryż (rafinowany) – ot przypomnienie starych czasów, kiedy właśnie w tej okolicy usytuowany był potężny targ z ryżem. Z czasem dzielnica zaczęła się rozrastać i ściągać do siebie inne dziedziny przemysłu i handlu.

“Kup pan jedną, dla dziewczyny”

Obecnie to nic innego jak targ rozmaitości i restauracje – istny tłum ludzi zwiedzających, skuterów, taksówek i wózków z jedzeniem, przedzierający się pomiędzy straganami.  Nocą jedna potężna imprezownia! Wrocławski rynek w weekendową noc nie dorasta Khao San Road do stóp. W tłumie handlarzy, turystów, backpackerów dostrzeżesz też mnichów w swoich pomarańczowych kimonach, zmierzających do świątyni na pobieranie nauk. Zaraz koło Rambuttri Road, znajduje się świątynia gdzie lokalni sprzedają tulipany oraz świece ku czci Buddy.
Obok są klasy gdzie mnichowie po prostu uczą się w pomieszczeniach rozmiarem i układem podobnych do naszych Polskich, z tą różnicą że ściany zrobione są z krat, umożliwiające powiew świeżego powietrza.
Kawałek dalej znajduje się bogato udekorowany Grand Palace, który był siedzibą rodziny królewskiej do 1925 – teraz przenieśli się na druga stronę rzeki. Jest potężny – zajmuje powierzchnię 218,400m² i jest otoczony wysokim murem. W środku przepych i architektura zapiera dech w piersiach.

W dzielnicy Banglamphu (gdzie znajduje się Khoa San i Rambuttri Road), można zrobić i dostać po prostu wszystko. Znajdziesz tu stragany z biżuterią, podróżniczymi przybornikami, biżuterią, koszulkami (50BHT – 150BHT każda) i ubraniami czy butami. Już pomijam wszelkie pamiątki, świecidełka i pierdołki – bo nie starczyło by mi internetu, żeby to opisać.

Masaze na Khao San Road, 120BHT

Chcesz zrobić sobie masaż (150BHT) czegokolwiek, tudzież tatuaż lub warkoczyki? – nie ma problemu – siadaj na krzesełku na chodniku i obserwuj tłum turystów z różnych stron świata, patrzących na Ciebie jak eksponat i żywą reklamę. Przechadzając się wśród straganów, na pewno napotkasz naganiaczy do tuk-tuka (jeśli nie będziesz zainteresowany przejażdżką, to na bank zaproponują Ci dojazd do najbliższego Ping-Pong show – czyli występu Pań “strzelających” piłeczką z…). Kupisz też dobrej jakości podrabiane dokumenty, lub podróbki znanych marek odzieżowych i elektroniki.

Kup sobie wykształcenie, dyplom, certyfikat czy może prawo jazdy ?

Na każdym rogu są biura i agencje podróżnicze, oferują tanie i dobre pakiety różnorakich wycieczek i aktywności oraz kompleksowe dojazdy w każde, po prostu każde, miejsce w Tajlandii. Przejazd z Bangkoku do Koh Lanta (wyspa na południu, poniżej 1000km drogą lądową) kosztował tylko 950BHT. Powyższe argumenty sprawiają, że podróżowanie w tym kraju jest o wiele prostsze, niż w Europie  – pod warunkiem, że władasz umiejętnością podstawowego języka angielskiego. Jeśli zgłodniejesz, polecam jeżdżące restauracje, gdzie zjesz wszystko od Sajgonek czy szaszłyków, po shake’i owocowe (25BHT) – a nawet przekąski takie jak robaki, świerszcze, pająki i skorpiony.

To co na kolację?

Konserwatywni smakosze znajdą restauracje z Europejskim jedzeniem: schabowy, spagetti, pizza, steki, kontynentalne lub angielskie śniadanie etc – trochę drożej, bo jakieś 170-200% ceny tajskiego jedzenia. Duże piwko za 50BHT – bierz w rękę i zwiedzaj dalej – policją się nie przejmuj.

Wieczorem, około 20, turyści i tubylcy zapełniają ulicę po brzegi. Knajpy i kluby obrastają w bawiących się ludzi w rytm głośniej muzyki i takt wszelakich trunków. Istne szaleństwo!

Jest impreza!

Dopiero koło 2 robi się spokojniej; restauracje już zamknięte, więc mobilne stragany z jedzeniem wiodą swój prym. Godzinę później można już tylko zjeść coś w KFC czy MC. Ujrzycie również pełno osobników, których zburzone fale imprez wyrzuciło na chodnik – mniemam jednak, iż to nie choroba morska. Jeśli będziesz przechodził sam przez tą okolicę, nastaw się, że ktoś będzie oferował Ci swoje towarzystwo – lub zobaczysz starszych Panów dumnie spacerujących w parze do pokoju;). Z reguły nie będzie to zwykłe towarzystwo, bo te Panie mają swój specjalny urok – coś dla fanów ideologii Gender:).  Ladyboy’e to widok powszedni, za dnia zobaczysz je w restauracjach obsługujące klientów i pracujące w normalnych zawodach – nie wszystkie mają skłonności do najstarszego zawodu świata.

BANGKOK CENTRUM

Po tym jak nasycisz się orientem lokalnym, polecam pojechać tuk-tukiem do spektakularnego centrum Bangkoku. Zakładając że Ci się poszczęści, trafisz na przemiłego wariata drogowego, tak jak nam się przytrafiło. Przejażdżka jak formułą F1 na centymetry pomiędzy samochodami, po chodnikach i z piskiem opon – zastrzyk adrenaliny i serotoniny gwarantowany!

Jedziemy tuk -tukiem

Droga i znaki na niej, to tylko względna porada dla kierowców tuk-tuków – przeto można pojechać pod prąd, bo czas to pieniądz. Na ulicach pełno przerobionych samochodów (inne kolory lamp, spojlery, całe czarne szyby), które stoją w kilometrowych korkach. Ruch uliczny w miejscach krytycznych, jest kierowany przez ludzi po cywilu.

Normalnym widokiem są potężne wieżowce oraz świątynie, dwu-poziomowe ulice, a zaraz koło nich linia elektryczna wyglądająca jak zakurzone spagetti – i tak wszędzie, jak w 19 wieku na sterydach ekonomii. Jeśli zamierzasz zakupić sprzęt elektroniczny i komputerowy za psie pieniądze (7% VAT oraz świeżo wyprodukowane chińskie plastiki etc.) to udaj się do centrum Pantip Plaza (5 pięter i tysiące malusieńkich sklepików).

W tych rejonach jedzenie potrafi być tańsze i jest podawane w małych workach plastikowych – dla tajów oraz chińczyków to standardowy fastfood. Bary z jedzeniem często posiadają dwa menu z cenami dla turystów (x2) i tubylców. Po drodze można zobaczyć pełno bilboardów z wizerunkiem króla Tajlandi (więcej o Bhumibol Adulyadej, król Rama IX), nagłośnione ciężarówki propagandy anty-rządowej, oraz zablokowane uliczki (strefy buforowe, za którą paręset metrów dalej może się właśnie odbywać manifestacja).

Król na ulicach

Ale niech Cie to nie zmyli, jest bardzo bezpiecznie, po to właśnie są strefy buforowe, gdzie za nimi tubylcy rozwiązują swoje polityczne sprawy. Dojeżdżając do celu, do Ban Yan Tree Hotel, w naszym “ekskluzywnym” tuk-tuku, kierowca dzielił się informacjami nt. mafii chińskiej i przypadków egzekucji niesubordynowanych lokalnych “przedsiębiorców”, chwalił się też lokalnym potężnym czarnym ptakiem KA – tylko jak mu wytłumaczyć co to jest nasz poczciwy bocian? ;P Obsługa hotelu – jednego z najwyższych hoteli z ekskluzywna restauracją i barem na dachu – skierowała nas i majestatyczny pojazd, aż pod same drzwi, lokaj nas gorąco przywitał ukłonem i pewnie otworzył by nam drzwi, gdyby ten je miał. Wysiedliśmy w stroju “z plaży” i udaliśmy się przebrać w coś nieco bardziej eleganckiego. Poland represent;) Windą na 56 piętro, kolejna recepcja na samej górze, i w końcu 61 piętro – majestatyczny widok i idealna atmosfera na obiad za ok. 30000BHT i piwo za 300BHT.

Dodaj komentarz