Relacja z prostego szlaku na Smreczyński Staw

Relacja z prostego szlaku na Smreczyński Staw

Ranek, pada deszcz. Pogoda nie rozpieszcza, za krotko jednak byłam w Tatrach by stracić cały dzień i nie wyjść na szlak. Trzeba jednak wybrać taką trasę, aby ewentualne jeszcze większe pogorszenie pogody czy burza nie stwarzało niebezpieczeństwa dla mojego życia. Byłam w Zakopanym kilka razy i sporo dolinek mam na swym koncie. Za każdym razem wybierałam miejsca, szlaki w których jeszcze nie byłam. Tym razem było inaczej. Postanowiłam pójść znanym mi już szlakiem by odświeżyć wspomnienia i sprawdzić czy za drugim razem będzie mi się tak samo podobało. I się nie pomyliłam. Tatry ponownie mnie zachwyciły! Ich majestat zawsze robi na mnie wrażenie!

Ale po kolei…
Rano pobudka. Patrzę za okno a tam rzęsisty deszcz. Chwila namysłu. Decyzja podjęta: idę jednak w góry! Może się jednak później wypogodzi. Wzięłam mapy i wybór padł na jedną z łatwiejszych dolinek. Mimo deszczu ewentualne poślizgnięcie nie groziła upadkiem w przepaść (jak to może się zdarzyć na szlakach na szczyty). Przeważył jednak fakt, że według mnie dolina Kościeliska jest naprawdę pełna uroku. Zmienny krajobraz jest cecha charakterystyczna tej doliny, przewężenia(skalne bramy), szerokie polany, jaskinie w niedużej odległości od głównego traktu a przede wszystkim stała obecność potoku ,wzdłuż którego turyści spacerują. To wszystko powoduje, że jest to jedno z najbardziej popularnych miejsc wśród osób wypoczywających w Tatrach. Miałam możliwość zobaczenia jej w zupełnie innej odsłonie, przy zachmurzonym niebie, w strugach deszczu (jakże odmienna była pogoda przy pierwszej w niej wizycie). Ale nie wyprzedzajmy faktów.

Początek wędrówki zaczął się w Kirach, dokąd dowiózł mnie bus. Tuż przy wejściu do parku na chętnych czekają góralskie bryczki, które dowiozą do Pisanej Polany. Uwaga praktyczna –warto się targować, to może troszkę tańsza będzie taka wycieczka. Ja jednak po to przyjechałam w Tatry by na własnych nogach pokonywać szlaki. Zaopatrzona w sweter i kurtkę przeciwdeszczowa wyruszyłam w trasę. Jak się później okazało bardzo mi się wszystko przydało.

Sporo osób wpadło na ten sam pomysł co ja. Całe rodziny z dziećmi a nawet z maluszkami w wózkach spacerówkach. Popieram. Sama dolina jest płaska, jeśli nie zbacza się w stronę jaskiń to dziecięcy wózek w niczym nie przeszkadza a można spędzić dzień w pięknym otoczeniu przyrody, na świeżym powietrzu.

Pierwszy przystanek zrobiłam przy kapliczce, zw. Zbójnicką. Według legend w tej okolicy dawniej żyli zbójnicy. Ile w tym prawdy nie wiadomo, nazwa została, a wejścia do kapliczki strzegą dwaj w drewnie wystrugani zbójnicy. Tak naprawdę miejscu tym dawniej była mała huta metali kolorowych, później zmieniona w kuźnię żelaza. I przy kapliczce modlili się górnicy. Po chwili ruszyłam w dalszą drogę. Po pewnym czasie doszłam do Lodowego Źródełka przy którym za znakami żółtego szlaku skierowałam się w stronę Jaskini Mroźnej.

Po kilkuminutowej wędrówce po kamieniach dotarłam do wejścia do kopalni. Wstęp płatny i wyłącznie w z przewodnikiem. Jest to jedna z łatwiejszych jaskiń, cała elektrycznie oświetlona. Mimo stosunkowo skromnej szaty naciekowej warto do niej zajrzeć. W niektórych momentach trzeba się mocno schylić czy wręcz iść prawie na kolanach by głową nie zahaczyc o nisko wiszące głazy. Przechodzenie utrudnia błoto. W końcu widać wyjście a po wyjściu przywitał nas rzęsisty deszcz. W tych warunkach zejście na dno doliny drewnianymi schodami było lekko utrudnione. Było bardzo ślisko. A na dole niespodzianka! Gdy tylko wyszliśmy z lasu na polanę wyszło słoneczko i zrobiła się piękna pogoda! Nad brzegiem potoku, przysiadłszy na jednym z drewnianych bali zrobiłam sobie przerwę. Gdy już nasyciłam oczy atmosferą i pięknem tego miejsca udałam się na dalszy spacer.

Kolejne skalne przewężenia, po bokach z nad linii drzew i kosodrzewiny wyłaniały się tatrzańskie szczyty. W pewnym miejscu drogowskazy wskazywały drogę do kolejnych jaskiń (Mylnej, Raptawickiej czy Smoczej Jamy) lecz ja pozostałam na głównym szlaku. Mym celem była hala Ornak i Staw Smreczyński. W końcu doszłam do schroniska, by przed nim przysiąść na drewnianych ławach i podziwiać widok na szczyty, m.in. Bystra (najwyższy szczyt Tatr Zachodnich). Gdy już nasyciłam się tym widokiem postanowiłam w drodze powrotnej skręcić na szlak i zobaczyć Staw Smreczyński.

Jest to jeden z nielicznych górskich stawów leżących jeszcze w piętrze lasu. Droga prowadził pod górę po kamieniach. Wokół drzewa, więc cień. W pewnym momencie nagle mym oczom ukazał się wspomniany staw. Niesamowity widok. Tym bardziej, że znowu zmieniła się pogoda i jakby na zamówienia za chmur ponownie pokazało się słońce i miejsce to pokazało całą swą urodę! Mimo, że byłam już kiedyś w tym miejscu, ponownie mnie te widok zachwycił. Dookoła las, cisza przerywana jedynie ptasimi odgłosami. Nawet nieliczni turyści wczuli się w nastrój i starali się zachować cisze. Prawdziwy relaks na łonie natury! Aż się nie chciało wracać!

Czas jednak goni i trzeba było wracać z powrotem do Zakopanego. Droga powrotna dużo łatwiejsza, człowiek w naturalny sposób idzie szybciej. I znowu nastąpiło pogorszenie pogody. Zaczął padać deszcz i nie przestawał padać do końca dnia. Mimo tego spacer uważam za bardzo, bardzo udany! Już nie mogę się doczekać kolejnej wycieczki w Tatry!

Dodaj komentarz